wtorek, 16 lipca 2019

Ogarniam się

Wycieczkowe reminiscencje - ciąg dalszy.

Z Holandii przypomniał mi się jeszcze pobyt w skansenie z wiatrakami, serowarnią, warsztatem bednarza
 i stolarza wytwarzającego piękne saboty.





































































Z wizyty w Antwerpii warto wspomnieć o domu Rubensa i pięknej katedrze, w której znajdują się jego obrazy.









































Bruksela to instytucje unijne (szkło i aluminium, więc nie przypadły mi do gustu), wspaniała starówka
i oczywiście czekolada. Robiąc zakupy odwiedziłam kilka sklepików, gdzie na miejscu wytwarza się te czekoladowe pyszności i mnie trochę zemdliło, bo wszędzie czegoś próbowałam. Na zdjęciu pan
 z czekolady w naturalnym rozmiarze i siusiający chłopiec, również czekoladowy.



























Byłam też w Hadze m.in. przed pałacem króla Belgów (pełni on tam funkcję premiera). Właśnie jechał samochodem pod eskortą i udał mi się z autokaru pstryknąć fotkę.



















Ostatni punkt programu to wizyta w Kolonii i zwiedzanie katedry.
























Ale najlepsze następuje w drodze powrotnej. Jadę sobie, drzemię i myślę jaką kieckę włożyć na ślub bratanicy (6 lipca). Z miłych rozmyślań wyrywa mnie telefon od syna, że 7 września biorą ślub i czy zrobię zaproszenia. Cały spokój szlag trafił. Przyjechałam do domu, zamiast odpocząć zabrałam się za te zaproszenia, aby na ślubie bratanicy można było część ich rozdać. Przyjechał też syn z narzeczoną, kończyliśmy zaproszenia w trybie pilnym, kiecki nie kupiłam ale miałam w szafie coś ładnego ze ślubu córki sprzed 5 lat. Nawet pasowała, nie przytyłam za mocno, kolorystycznie pasowała do druhen, więc się udało.
A to zaproszenia na ślub mojego synusia. Wesele będzie na przystani nad jeziorem, więc wystrój będzie w klimatach żeglarskich.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz